Biorę odpowiedzialność za to, co mówię, nie za to, co Ty rozumiesz.

piątek, 12 grudnia 2025

Nigdy nie przeszło mi przez usta, "pracuję na kasie i jestem szczęśliwa".

Miałam bodajże 20 lat. To miała być praca na chwilę, zanim nie znajdę czegoś innego. Miałam w tym czasie uzupełnić edukację, więc rok i do widzenia sklepie. I na tym się skończyło.

Ze szkoły wyrzucili mnie za frekwencję, bo pracowałam w weekendy. Za rok spróbowałam raz jeszcze, szef ponownie powiedział mi, że umożliwi mi chodzenie do szkoły. Działo się to samo. "Ania przyjdź, nie ma nikogo na sobotę". Wtedy jeszcze były pracujące niedziele, nie wiem dlaczego, ale zawsze po 12 godzin. "Ania, nie mam nikogo na niedzielę, musisz przyjść".
Ja w tamtym czasie nie byłam przebojowa, zgadzałam się. Bałam się stracić pracę, bo miałam trudną sytuację finansową w domu.
Ponownie usunięto mnie z listy słuchaczy za frekwencję.

Odpuściłam.
Gdziekolwiek nie złożyłam CV, żeby od tego uciec, dostawałam odmowę. Brak wykształcenia. Czasami słyszałam te absurdy o braku doświadczenia, bo przecież młodzi ludzie powinni ze szkoły wychodzić z co najmniej pięcioletnim doświadczeniem w danej branży, to oczywiste.

Miałam mnóstwo pomysłów na siebie. Chciałam studiować, bardzo chciałam studiować i uczyć się w tym, co mnie interesuje. Mogę w nieskończoność ślęczeć nad nauką w tematach, które mnie kręcą i robię to samodzielnie w domu od lat.
Kocham książki, kocham fotografię, kocham poszukiwać wiedzy, uczyć się.
Miałam dwa pomysły na siebie. Dziennikarstwo, fotoreporterstwo, albo historia związana z turystyką. Takie miałam pomysły jako dwudziestolatka. I w jednym i w drugim czułabym się świetnie.
Chciałam alternatywnie zrobić kurs na trenera personalnego, ale okazało się, że też nie mogę podejść bez wykształcenia. Ręce mi opadły.

Nie byłam w stanie utrzymać się w żadnej zaocznej szkole. Zostałam w handlu na 17 lat, większość weekendów i wieczorów w życiu, spędziłam w pracy. Tam biorą wszystkich, możesz nie mieć nawet podstawówki, przyjmą Cię.

Było mi często wstyd z tego powodu, zależy gdzie akurat byłam, bo te firmy się zmieniały z biegiem lat. Były takie sklepy, w których czułam się jak ryba w wodzie z jednym nawet utożsamiałam się i chętnie opowiadałam gdzie pracuję. Jednak większości miejsc pracy było mi wstyd. Widziałam, że rodzice są zadowoleni, mama też na kasie, to jest stabilna praca, mam sukces – wg nich.

I po siedemnastu latach, otrzymawszy kolejne odmowy z kolejnych miejsc pracy z powodu braku wykształcenia, rzuciłam ostatecznie sklepy. Ciekawostka: nie wiedziałam, że aby prowadzić komuś social media, trzeba mieć zrobione studia.
Poszłam na produkcję i zapisałam się do szkoły zaocznej. Okazało się, że nie mogę podejść do matury, bo moje świadectwa ukończenia klas, są nieważne, bo zmienił się program.
Wszystkie plany na rychłe studia legły. Kiedy będę pisać maturę, będę miała 42 lata. Rynek pracy może się mocno zmienić. A jeszcze studia. Może kurs, nie wiem, nie zastanawiam się nad tym, pomyślę za 4 lata.


Chciałam iść na studia, ale się nie udało. Chciałam mieć satysfakcjonującą pracę, ale nigdzie mnie nie chcą, bo nie liczy się doświadczenie życiowe, talent ani owoce własnej pracy jak w niektórych krajach. Dalej się uczę. Idę w zaparte, żebym w przyszłości mogła przebierać w szerszej gamie ofert pracy.
W imię systemu. Dzień w dzień od rana na montaż, do wieczora nauka, testy, przygotowanie do egzaminów. W tygodniu już nigdzie nie chodzę, nie spotykam się z nikim, sięgam jakieś dziwnej depresji momentami. Staram się nadrabiać w weekendy, wtedy czuję się jakbym była na gigancie, jakoś "nielegalnie i nie powinnam", że aż mam wyrzuty sumienia.


Nie pracuję w weekendy, nie obchodzą mnie handlowe niedziele. Mniej oddaję się swojej pasji, bywają tygodnie, że wcale. Wtedy coś we mnie gaśnie, ale wiem, że tak trzeba (tracąc dodatkowy zarobek, bo z pasji mam małe pieniążki).
W imię systemu, żeby się dopasować. Ambicje i talenty się nie liczą. Na moje miejsca gdzie dotąd aplikowałam, są zatrudniane osoby bez pojęcia. Widzę marność ich pracy, niską jakość, bylejakość. Nie pociesza mnie to. Żal mi tylko. Otrzepuję sandały i idę dalej.

Mam nadzieję, że na stare lata będę czuła się syta życia i dumna z tego jak je przeżyłam. Mimo tego, że nic w życiu nie osiągnęłam. Choć kto wie, może jeszcze się uda. Na razie 4 lata stagnacji z przerwą na wakacje.
Z tego miejsca dziękuję tym osobom, które dają mi mnóstwo wsparcia.

1 komentarz:

  1. Nic nie osiągnęłaś? Sukces lub jego brak, to bardzo dyskusyjne.
    Masz pasję i wiarę, wiesz czego chcesz, dbasz o siebie, by na starość zachować zdrowie , jesteś ciekawa świata i ludzi.
    Teraz czeka Cię trudny czas, ale dasz radę , a efekty przyjdą !
    Jeśli to mało, to ja wysiadam...

    OdpowiedzUsuń