Od początku miesiąca jedna podróż za mną, a dwie następne już zaplanowane. Wróciłam na szlak. Wystarczyło zmienić branżę i nagle dotyczy mnie coś takiego jak długi weekend. Nie martwię się czy zmiany w pracy znowu wytną mnie z życia towarzyskiego, bo mam jedną.
Dla wielu to nic takiego, ale po siedemnastu latach w branży handlowej, dla mnie to jest luksus.
Wreszcie przestałam szarpać się z grafikami, martwić się czy dostanę wolną sobotę, albo że nie mogę wyjechać na święta, bo pomiędzy pracuję. A i w święta zdarzało się pracować.
Tymczasem znów mogę planować wycieczki, bo święta tuż tuż przecie.
Handel trzeba kochać, trzeba mieć tę żyłkę sprzedawcy, żeby utożsamić się z tym i nie narzekać. Póki co, od dawien dawna wiem, że moja żyłka reaguje na coś zupełnie innego.
Póki co jestem aktualnie w rozkwicie planów, które skrupulatnie realizuję. To pochłonie jeszcze kilka lat, ale cieszę się i nie narzekam. A potem zmieni się wszystko.
Dostałam ostatnio taki podstawek pod kubek, ale trochę szkoda by się zniszczył. Zdjęcie Placu Kościelnego z dachu, to nie byle co. ;)

Miło czytać o twoich planach, bo spełnianie marzeń, to zawsze pozytywna sytuacja.
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci wspaniałych wypraw!
to ja wróciłem ze szlaku... bo wyjechałem do Warszawy i do Milanówka najpierw, skomasowałem sobie dwa grobbingi i kilka spotkań rodzinno-przyjacielskich... szybko wróciłem "bo koty" i od razu się rozchorowałem, właściwie kontynuacja wcześniejszego, krakowskiego chorowania wyjazdowego... kurde, od pandemii idealnie zdrów a la longue, a tu nagle jesienne rozsypanie się...
OdpowiedzUsuńp.jzns :)
Snucie miłych planów jest super. Człowiek ma na co czekać i na co się cieszyć. Muszę od nowa się nauczyć radości...
OdpowiedzUsuń